2/21/2014

Nie myl luzu z głupotą



Ostro? Nie, nie sądzę.
Staram się promować zdrowy styl życia, mądre i świadome odżywianie, duuużo aktywności fizycznej, ale wszystko to bez popadania w paranoję. Na luzie, żeby sprawiało przyjemność.

O co więc chodzi mi z tym wpisem? O 'oj tam, oj tam, raz na jakiś czas można', 'odrobina na nie zaszkodzi', 'ludzie to jedzą i żyją'. I to wszystko miałoby sens i było logiczne, gdyby faktycznie było co jakiś czas, nie każdego dnia. Jeżeli mówisz sobie tak na każdych zakupach i wkładasz do koszyczka zupę w proszku, (której skład zaczyna mąka pszenna, skrobia modyfikowana, wzmacniacz smaku, a kończą śladowe ilości przypraw i warzyw) albo jogurt owocowy, który jedyne owoce jakie posiada ma narysowane na opakowaniu, wiedz, że coś się dzieje. 



Co mnie nie zabije to wzmocni.


Jedno z moich ulubionych powiedzonek. Nie sprawdza się jednak w kwestii jedzenia. Bo taki glutaminian sodu, aspartam i inny E-tryliard może i nie przeniesie Cię na łono Abrahama, ale na pewno nie da Ci mocy Poppeye'a. To tak nie działa. Jasne, możesz to jeść. Pytanie - po co? Bo smakuje? Człowiek ma wspaniały zmysł smaku, który tępi takimi właśnie złymi wyborami. Im więcej cukru, soli, glutaminianu w pożywieniu, tym bardziej organizm się przyzwyczaja, a po jakimś czasie, żeby poczuć 'smak', trzeba jeszcze dosolić i dosłodzić. A są inne smaki niż słodki, słony, kwaśny, ostry. Jest smak pomidorowy, bananowy, jogurtowy, gruszkowy, marchewkowy, czyli tyle, ile jest warzyw, owoców i innych naturalnych produktów.

Mamy to wspaniałe szczęście żyć w wolnym kraju, w którym sami decydujemy, co wkładamy do koszyka. Skończyły się czasy, w których trzeba łapać wszystko co jest na sklepowych półkach, bo w ogóle coś jest (a dopiero w domu sprawdzać, co się kupiło). Nie marnuj tego. I pamiętaj, producent ma w głębokim poważaniu Twoje zdrowie. Wypisuje na opakowaniu słowa light, fit ,bio, żeby interes się kręcił.
Nie jesteś już w podstawówce czy przedszkolu, gdzie musiałeś/aś jeść to, co akurat zaserwowano. A że była to papka mięsno-ziemniaczana..., na szczęście teraz masz wybór - dokonuj go świadomie!

Życie jest za krótkie na chorobliwe liczenie kalorii czy życie tylko dla treningu. Wierz lub nie, są rzeczy ważniejsze od tego. Nie zapominaj jednak, że

życie jest zbyt cenne, by nie dbać o siebie.


Wyznaję zasadę, że jedzenie jest najlepszym lekarstwem i środkiem zapobiegawczym. To samo dotyczy sportu - uprawiany z rozsądkiem przynosi wyłącznie korzyści. W każdej sferze życia. Sprawność, kondycja, energia, siły witalne, spokój, rozluźnienie, to tylko kilka z licznych korzyści.

Alkohol? Proszę bardzo! Wszystko jest dla ludzi! Czasem zdrowo jest się napić, ba nawet się upić! :) Są okazje i momenty, których nie powtórzymy. ALE - chlanie co weekend - od piątku do niedzieli, to już nie luz, to głupota. Bez alkoholu można się bawić równie wyśmienicie. A przy tym odprężyć, odpocząć, bez konieczności dochodzenia do siebie cały poniedziałek. Wiem, co mówię ;)

Zaobserwowane w pracy - batonik czekoladowy na śniadanie. Widujecie często zdjęcia moich posiłków. W pracy, zwłaszcza od rana, potrzeba dużo energii, dobrej energii. Bo takim batoniku, uderza cukier, jest chwilowy przypływ kilodżuli, spotęgowany mocną kawą. A po 15 minutach cukier spada, w żołądku znowu ssie. Śniadanie powinno być najbardziej wartościowym posiłkiem, dać energię na długo, nasycić, ale nie obciążyć żołądka. Warto pamiętać, że słodycze to też pożywka dla próchnicy. Rodzice ograniczali nam do nich dostęp nie ze względu na kalorie (dzieci i tak spalają wszystko w mgnieniu oka), ale właśnie w trosce o nasze zęby. Podstawy, podstawy!

Jedz prawdziwe jedzenie. Zdrowe, wcale nie oznacza dietetyczne. Ruszaj się. Żyj! Uśmiech i pozytywne zmiany pojawią się szybciej niż myślisz. A jeśli myślisz, że to za trudne, zmień myślenie. 

14 comments:

La vida es mentolada said...

Tiaaa....żeby jeszcze ten batonik na śniadanie niektórych uszczęśliwiał. Przypomniały mi się czasy mojej "kariery" w korpo. Winda w godzinach porannych obfitowała w obrazki ludzi z zapieksami, śmierdzącymi hotdogami i innymi (jak dla mnie) wybrykami natury. Smród, sztuczyzna i zero wartości odżywczych, wszystko to wołało o pomstę do nieba. Masz rację, że żyjemy w wolnym kraju i w dzisiejszych czasach mamy wybór - podkreślam słowo WYBÓR. Bo każdy może dokonać wyboru, czy chce na prawdę jeść i czuć smak i być zdrowym, czy chce się po prostu na szybko zapchać byle czym. Ja swojego wyboru dokonałam już dawno, co niniejszym z radością piszę zagryzając gotowaną pierś z indora z brązowym ryżem, warzywami z wody i mafefką. Mniam! :)

Anonymous said...

Dziś mi bardzo pomógł ten wpis:) Dziękuję że o tym napisałaś:)

Sikucha said...

Niby mądrzy, wykształceni ludzie, a totalnie zapominają o sobie.
Moja Miętóweczka! Ty nigdy nie zawodzisz! :)

pizza said...

cukier = uszczęśliwienie :D
więc batonik uszczęśliwia (bo daje dawkę energii) ale tylko na moment :))

Katja said...

Oj, swojego czasu naoglądałam się w biurze duuuużo różnych jedzeniowych zwyczajów. Sporo koleżanek jadło śniadanie w domu, potem drugie po przyjściu do pracy (biała napompowana buła jako podstawa), po śniadaniu otwierane były ciastka, ewentualnie konsumowana była drożdżówka. Potem coś równie wartościowego w barze na lunch (frytki, zapiekanka), z tego co opowiadały potem leciał pełny, dwudaniowy obiad w domu, kolacja (buła again) no i słone/słodkie przekąski do czytania/oglądania filmu na wieczór. I płacz - dlaczego ja nie chudnę, a chlipanie obowiązkowo przy kubku herbatki poprawiającej metabolizm... Zgadzam się z Tobą, że żyjemy w wolnym kraju i każdy ma wybór co robi ze sobą, swoim zdrowiem, więc nigdy nic nikomu w kwestii żywieniowej nie sugerowałam. Z drugiej strony byłoby fajnie, gdyby tolerancja działała też w drugą stronę, a niestety ludzie patrzący na to, co wkładają do ust są czasem traktowani jak kosmici ;)

i can be fit said...

Bardzo mądrze napisane:)
Jeśli nawet nie patrzeć na jedzenie pod kątem sylwetki, warto by pomyśleć o tym, jak ono wpływa na nasze zdrowie. Moje przemyślenie w ostatnich czasach: tyle ludzi w średnim wieku, często niepalących, niepijących umiera na raka. Dlaczego? Może właśnie przez cały ten chemiczny syf, który producenci pakują w większość produktów. A ludzie w średnim wieku przynajmniej przez pół swego życia jedli żywność naturalną, pochodzącą prosto z gospodarstw rolnych, czyli zdrową. A nasze pokolenie? Od dziecka faszerowane chemią, bo w tych czasach naprawdę trudno jej uniknąć.
Smutne czasy. Ale właśnie do tego służy mózg. Warto zadać sobie trochę trudu przy planowaniu obiadu (trud szybko zamienia się w łatwość i nawyk). Każdy powinien zadać sobie pytanie, czy chce pomóc chorobie, czy wybiera zdrowie ;)
Aj rozpisałam się za bardzo!
Pozdrawiam <3

Unknown said...

najważniejszy jest rozsądek :)

Milena Galuba - ZDROWI W ŁODZI said...

Wpis z pozytywną energią! Otóż to, producenci mają w nosie nasze zdrowie, jak zawsze liczy się biznes i stopień rozumowania konsumenta. Dlatego, jak najwięcej dobrych wyborów Nam wszystkim życzę :)

Iza N. said...

Dlatego ważne jest, by tak ciągle gadać o tym cholernym czytaniu etykiet. Ludziom wydaje się, ze skoro na opakowaniu widać "fit" to musi być zdrowe, musi być dietetyczne i można to zjadać bez ograniczeń. No na ślepo... Błąd. Jak przeczytałam koleżance skład jej ulubionych płatków Fitness, to zrobiła wielkie oczy. W końcu niby fit, a cukru więcej niż w corn flakesach...
Fajny wpis Martuś :)

Sikucha said...

Dziękuję kochana! A płatki fitness to mój ulubiony temat do szyderstwa :D

Sikucha said...

Dobrze! Lubię jak się rozpisują ludzie!
Masz absolutną rację. Często wykształceni, mądrzy zdawałoby się ludzie, a tak bardzo nieświadomi własnego organizmu. Ach, mamy misję, by krzyczeć głośno, by wybierać zdrowie! :D

Unknown said...

Prawda i kropka. A tak w odniesieniu do tematu korpo to ostatnio przechodząc obok wielkiego biurowca nieopodal mnie zwróciłam uwagę na otwarty tam sklep, z którego okien krzyczały wielkie reklamy kebaba za pół ceny, zapiekany, hot-doga i grzanek z boczkiem.
Dobra, niech będzie, wolny kraj, ale jakaś alternatywa chociaż?

Sikucha said...

Kebab z sałatką? xD To jest naprawdę przerażające. Niby ludzie są coraz bardziej świadomi i chcą jeść zdrowo. Ale coś jest nie tak, skoro te budki wyrastają jak grzyby po deszczu i to tego się utrzymują!

pensjonarka said...

mądrze napisane. Jakiś czas temu w mojej korporacyjnej kuchni jadłam mój standardowy obiad kurczak z ryżem i warzywami (jadam to często i bardzo lubię), wszedł jeden z moich kolegów i usłyszałam pytanie - a Ty się odchudzasz, że taki obiad masz?
powiedziałam - nie, ja tak po prostu jadam.
Bardzo go to zdziwiło...
pozdrawiam!