10/27/2013

Mój debiut - 33. Międzynarodowy Bieg Warciański

Jak już wcześniej informowałam na Facebooku, wzięłam udział w 33. Międzynarodowym Biegu Warciańskim, dystans 10km. Były to moje pierwsze poważne zawody, dlatego stres zbliżony do tego co przed maturą ustną z polskiego (czyli potworny!!!). Co prawda brałam udział w Biegu Warciańskim jako dziecko, na dystansie 800 metrów, ale to zupeeeełnie co innego. 

Pakiet startowy odebrałam dzień wcześniej, żeby uniknąć opóźnień dzisiaj albo nie przyjechać za wcześnie. Wydanie pakietu (numer startowy, baton energetyczny, woda, bon żywieniowy) przebiegło sprawnie i sympatycznie. Coraz bardziej cieszyłam się na ten bieg ;)

Dzień startu.
Wstałam po 7., podładowałam telefon (żeby nie było jak podczas ostatniego biegania), wypiłam wodę z cytrynką. Miałam poćwiczyć coś na rozgrzewkę, ale nie czułam weny. Poskakałam chwilę na skakance i poszłam na śniadanko. Modliłam się tylko, żeby nie mieć żadnych rewolucji żołądkowych podczas biegu, bo niestety mam taką tendencję, że jak tylko jem coś w stresie, to strasznie mi potem niedobrze. Na szczęście, obyło się bez nieprzyjemności :P





Trochę po 10. przybywam na miejsce zbiórki, skąd o 10:30 wszyscy zawodnicy mieli odjechać autokarami na miejsce startu. Oczywiście nie zabrałam wody, żeby mi potem w żołądku nie bulgotała, ale miałam w buzi taką saharę, że musiałam pójść po coś do picia. Akurat na wejściu do sklepu przywitała mnie promka na Oshee, więc wzięłam. Obrzydliwe. Ale z braku laku się napiłam. Serio, obrzydlistwo.

Smakowa masakra; po biegu niczym ambrozja :P

Wracam na miejsce zbiórki, chwilę później podjeżdżają autokary. Już w drodze łapie mnie myśl 'matko, co ja tu robię?'. Siedzę naprzeciwko biegowych wyjadaczy ('e, dyszkę to się pyknie'), w ogóle mam wrażenie, że jestem jedyną amatorką.

Jesteśmy na miejscu. Godzina do rozpoczęcia biegu. Zawodnicy ruszają na rozgrzewkowe przebieżki, ja na razie spokojnie spaceruję. Czuję się coraz mniej pewna. Staję w ustronnym miejscu, wykonuję standardową rozgrzewkę. Trochę truchtam, trochę spaceruję, jeszcze pół godziny do startu. Swoją drogą dość urokliwe miejsce startu wybrali - Chełmno Kulmhof. Plus taki, że dużo miejsca do spacerowania , nikt na nikogo nie wpada i każdy może znaleźć ciszę dla siebie.

Rozgrzewka na łonie natury

15 minut do rozpoczęcia biegu. Nadal kręcę się jak smród po gaciach, a moje nieopierzenie i brak doświadczenia tak rzucają się w oczy, że wielu ludzi patrzy z politowaniem i dodaje mi otuchy uśmiechem. Chyba było widać, że trzęsą mi się nogi :P Zaczepia mnie para doświadczonych biegaczy, rozmawiamy chwilę, razem ruszamy na linię startu. Ja od razu idę do tyłu, mniej osób mnie wyprzedzi :P Włączam Endomondo, żeby mniej więcej wiedzieć, jaki mam czas na każdy kilometr.


Serce wali jak głupie, wciskam telefon do kieszonki, męczę się z zamkiem, słyszę strzał, dopinam kieszeń i ruszam. 'Tylko spokojnie', oddycham głęboko, miarowo, koncentruję się na drodze. Ciepło. Bardzo. Już po pierwszych metrach żałuję, że ubrałam długie spodnie. Po pierwszym kilometrze jestem zlana potem, słońce świeci mi w kark, co wcale nie pomaga. Jedyną otuchą jest wiatr, który co jakiś czas łaskawie smaga mnie po twarzy. Biegnę dalej, mam zaskakująco dobre tempo. Dla kogoś może to być zabawne, ale nigdy wcześniej nie biegałam na czas i zejście poniżej 5.30 min / km to już sukces. Biegnie się dość ciężko, po chwili czuję ból prawej stopy, jakbym coś miała w bucie (rozgrzewka w lesie, how clever). Będzie pęcherz, bankowo.
W połowie drogi, na piątym kilometrze coś łapię. To chyba rytm! Oddycham głęboko, nad wszystkim panuję. Skoordynowana praca rąk i nóg. Uśmiech, jest pięknie. Biegnę równym tempem i bez większego problemu wyprzedzam kilku zawodników. Ostatnie 2km. Na dobitkę dość długi podbieg, ale daję radę. Wbiegam w miasto, kilka zakrętasów (gdzie ta meta?!), ostatnia prosta to już wypruwanie płuc. Wyprzedzam jeszcze kilka osób i przekraczam linię mety. Jest! Udało się! Zrobiłam to! Dyszę ciężko, mogę się założyć, że kolorem twarzy przypominam ćwikłę. Ktoś wkłada mi medal na szyję, harcerka odpina mój numer z chipem, wychodzę za bramki. Mama wyskakuje z aparatem, odsuwam jej rękę, błagam o litość i wodę! O, jak dobrze, sapię okrutnie między kolejnymi łykami. Dochodzę do siebie, ból w prawym bucie wrócił (chyba przez adrenalinę przestałam go czuć w trakcie biegu), będzie pęcherz jak ta lala. Jako że mam jeszcze półtorej godziny do ogłoszenia wyników, wracam z rodzicami do domu, żeby się wykąpać i przebrać. W samochodzie czeka na mnie obrzydliwy Oshee. Och! Jak on teraz bosko smakuje! Sprawdzam Endomondo: wow, średnie tempo 5.27 min/km. Życiówkę na 10km też zrobiłam:





W domu. Wychodzę spod prysznica, sprawdzam telefon, a tam sms:

216 Marta Łukasik. Miejsce OPEN 10km: 266, miejsce w kategorii K20: 9, czas: 00:53:34.88



Jest pięknie! Mogę być z siebie dumna. 10 km bez postoju, bez marszu. Zwłaszcza, że nie była to 'moja pora' (jeśli chodzi o bieganie jestem zdecydowanie zwierzakiem wieczorno-nocnym). Co więcej, gdy biegam po Poznaniu zawsze trafi się jakiś krótki postój na światłach, skaczę wtedy z nogi na nogę, ale to zawsze jakaś przerwa. Dzisiaj 10km ciągiem. Wygrałam sama ze sobą i jestem z siebie dumna! ;)

Przed 14. startujemy z tatą na ogłoszenie wyników.




Medale i nagrody zostają wręczone zwycięzcom. Najpierw tym w klasyfikacji ogólnej, a potem w kategoriach wiekowych. Ku mojemu zaskoczeniu medale wręczano też w kategoriach specjalnych.


UWAGA TERAZ HIT: W kategorii najszybszych kobiet z powiatu kolskiego miejsce trzecie zajęła Marta Łukasik. Tak, ja! Siedzę z tatą na widowni, wydaję z siebie jakiś dziwny odgłos, coś między parsknięciem a okrzykiem radości. Podążam w stronę podium. Zajmuję moje miejsce. Średnio wiem, co się wokół mnie dzieje. Ćwikła na twarzy po raz drugi tego dnia. Jakiś ważny pan organizator wkłada mi brązowy medal na szyję (ciężki skubany!), gratuluje, pyta gdzie trenuję. Zszokowana i zaskoczona wypalam, że w domu. Szybko prostuję moje foundue, że jestem totalną amatorką i do tego w jeszcze bardziej totalnym szoku. Dłoń ściska mi burmistrz, gratuluje i mówi, że tym bardziej zaprasza za rok. Oczywiście obiecałam, że będę. O matko, a teraz robią zdjęcia (ćwikła, ćwikła). Wracam na trybuny. Wciąż nie bardzo rozumiem, co się przed chwilą stało :D
Nie ma się co czarować, kobiet biegło niewiele, zwłaszcza z moich okolic. Stąd ten medal. Ale i tak cieszę się strasznie. Pierwszy start i brązowy medal! I to zajmując 266. miejsce :D Jest bosko! Jest pięknie!

Dziękuję za wsparcie i trzymane kciuki. Bardzo mnie to podbudowało. (Na tyle, że wrzuciłam swoje zdjęcie na FB, co w moim przypadku jest nie lada wyczynem :P)


Ach, jeszcze tak w ramach wniosków dodam, że do następnych zawodów przygotuję się lepiej. Bardziej. Na pewno potrenuję podbiegi. Nad siłą też trzeba będzie popracować.





18 comments:

Unknown said...

Marta ogromne gratulacje, czas rewelacyjny, jestem z Ciebie taka dumna, ze az serce rosnie <3

Sikucha said...

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję! Aż się wzruszyłam :D <3

Anonymous said...

Gratuluje !

Sikucha said...

Dziękuję! :)

Anonymous said...

super, gratulacje:)

La vida es mentolada said...

Super Marta!!!!!!! Jestem z Ciebie bardzo dumna, rewelacyjny czas, napisane z humorem, aż normalnie mordka mi się cieszy :) Wielkie gratulacje, mimo że nie nie jestem żadnym burmistrzem hehe, ale bardzo się cieszę!!! :) :-*

Sikucha said...

Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Za każde słowo! Jesteś mega kochana! Dla mnie jesteś ważniejsza od jakiegoś tam burmistrza :P

Sikucha said...

Dziękuję! :D

Unknown said...

10 km szacuneczzek !!!!

Sikucha said...

Dziękuję! :)

Unknown said...

Moja mistrzyni ;*

Sikucha said...

:D :*

Ren A. Gąs said...

Piękny debiut!
Gratuluję.

Sikucha said...

Dziękuję, to ogromny komplement z ust maratończyka:)

Unknown said...

Nieźle Marta! Gratuluje 3rd miejsca :)
Masz czas lepszy ode mnie :( , nie rozmawiam z Tobą :P

Sikucha said...

Haha :D Dziękuję! Czekam, aż pobijesz ten czas! :D

pokonacsiebie said...

LUBIĘ TO!!!

Trzcinka said...

WOW! Szybka jesteś. Ja właśnie marzę o takim czasie na 10km. Na razie 9km przebiegam w takim czasie :) Bieganie jest piękne! <3