10/27/2014

Mission impossibru, priorytety i separacja




Ostatnie dwa tygodnie to jakaś masakra. Wszystko, co mogło się zbiec w czasie i ponakładać na siebie stało się własnie w ubiegły weekend. Gwoździem programu miał być udział w Biegu Warciańskim, tym samym, w którym debiutowałam rok temu. Niestety nawał obowiązków uczelnianych postawił udział pod znakiem zapytania, do tego grafik w pracy zmieniony w ostatniej chwili. Tylko czekałam na sugestię, ze strony Mamy, by ten bieg odpuścić. Ze łzami w oczach (potem w rękawie), podjęłam decyzję o rezygnacji z biegu. Tata miał odebrać mój pakiet i oddać chip. Przez cały tydzień dwoiłam się i troiłam, bo myśl o biegu nie dawała mi spokoju. Zrezygnować z czegoś, co jest dla Ciebie ważne, tylko dlatego, że nie masz czasu? Coś mi jednak odbiło i postanowiłam, że pobiegnę, choć zdawałam sobie sprawę, że odbije mi się to czkawką na zdrowiu. To, jak się nagimnastykowałam, żeby w ogóle do Koła dotrzeć pominę milczeniem ;) W miniony weekend zagięłam czasoprzestrzeń ;)



Wiedziałam, że nie jestem przygotowana, bo moje treningi ostatnio bardzo ucierpiały. Byłam świadoma tego, że być może będę musiała zejść z trasy. Zmęczenie, brak regeneracji. Jakiś plus? ZERO STRESU! Pojechałam na Warciański bez spiny, spotkałam znajomych, dzięki którym atmosfera stała się jeszcze fajniejsza. Totalny wewnętrzny spokój i pogodzenie z faktem, że 'szału nie będzie'. Totalny fun! Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam Martę, która zaliczyła swój debiut w pięknym stylu. Twoja radość z tego biegu bardzo mi się udzieliła, podziwiam Twój zapał i trzymam mocno kciuki za kolejne sukcesy! Masz złoto! :D



Po pseudo (w moim wykonaniu) rozgrzewce ludzie zaczęli gromadzić się na linii startowej. Idziemy w czwórkę. Chłopcy postanowili, że stajemy z przodu. Średnio mi się ten pomysł podobał, bo w  końcu i tak mnie wszyscy wyprzedzą, no ale cóż... przegrałam mniejszością głosów. Wygrał argument, że czas liczony jest od strzału, a nie momentu przekroczenia linii startu. Strzał, Endo -start i lecimy. Mam wrażenie, że w tym roku jakoś dynamiczniej wszyscy ruszyli, za to identyczne z poprzednim rokiem było wrażenie, że wszyscy mnie wyprzedzają. Biegnę sama, ze słuchawkami w uszach. Tak, jak lubię. Oglądam się za siebie kilka razy, czy w ogóle ktoś jeszcze za mną został. Został. To lecę. Równo, zaskakująco szybko, ale Endomondo nie rozmija się zbytnio z oznaczeniami trasy. Która taka sama jak co roku, niczym nie zaskakuje (Chełmno-Powiercie-Kolonia P. - Koło). Pogoda dopisuje. Jest chłodno, ale słonecznie. Wygrali Ci, którzy wybrali krótki rękaw. Osobiście przeszkadzali mi jedynie rowerzyści towarzyszący biegaczom. Przejeżdżali za blisko, psuli rytm biegu. W sumie to średnio z tym rytmem. Lecę tak, jak gra muzyka. Trasa trochę się dłuży albo to ja jestem zmęczona. Albo jedno i drugie. Chwilę biegnę ze znajomym, krótka pogadanka i poleciał przodem. Doping raczej słaby. Biegnę już przez Powiercie, ludzi mało, raczej gapiący niż kibucujący. Przede mną faceci, za mną faceci. I nagle słyszę z pobocza: 'Brawa dla tej pani!' Starszy pan klaszcze w moją stronę! Dodaje mi skrzydeł i wywołuje szeroki uśmiech. Od siódmego kilometra robi się naprawdę ciężko, czuję jak opadają mi siły, a równy bieg sprawia coraz więcej trudności. Kolejna znajoma twarz i doping sprawiają, że znów na chwilę przyspieszam. Tuż przed wbiegnięciem w miasto długi podbieg. Zaczynają się miejskie zawijasy, psychicznie przygotowuję się na mocniejszą końcówkę, choć nie mam bladego pojęcia JAK mam przyspieszyć. Biegnę ramię w ramię z panią, sporo ode mnie starczą, widać, że też jest jej ciężko. Zaczynam robić większe kroki, więc automatycznie ją wyprzedzam, choć wcale tego nie chciałam. Na ostatnich kilkunastu metrach Pani ciśnie już sprint i w ostatniej chwili wbiega przede mną na metę. Klepię ją po ramieniu i dziękuję za bieg. To był cudowny finisz :) Mimo, że nie spojrzałam nawet na zegar przed metą, za bardzo było skupiona na tym, żeby nie paść tuż za nią. Baruję się z odczepieniem chipu, dostaję medal i przedzieram się do wody! Spotykam znajomych, pytają o czas. JAKI CZAS?! Przebiegłam, żyję! Wychodzę ze strefy medalowej i uświadamiam sobie, że mogłabym wyłączyć endomondo. Aplikacja pokazuje mi, że od startu minęło 55 minut, a przecież od jakiegoś czasu byłam już na mecie. Chyba coś tu się pokićkało. Ja w takim stanie i z takim czasem? Naaah...

Odnalazłam rodziców, zrobiłam kilka pamiątkowych zdjęć i wróciłam do domu. Nie mogłam już zostać na oficjalnej ceremonii zakończenia - wypracowania same się nie napiszą...

Tradycyjnie po wyjściu spod prysznica odczytuję sms: Marta Łukasik, kat OPEN 336, miejsce w K20: 13, CZAS: 00:52:41!

MAM ŻYCIÓWKĘ!!!!!! Jestem z siebie turbodumna! I dochodzę do wniosku, że nie rozumiem mojego ciała. Wychodzi na to, że najlepiej biegnie mi się kiedy jestem niewyspana, niezregenerowana, obolała i piekielnie zmęczona  ;) Myślę, że swoje zrobiło też szamanie węgli od rana :) Każdy kolejny bieg uczy czegoś nowego.

Medal wisi już na ścianie. Chcę mieć ich coraz więcej :D Żeby kiedyś ubrać nimi całą choinkę, a co!

Dziękuję i gratuluję wszystkim, którzy byli częścią tego wydarzenia. Było super! Bardzo pozytywna energia. Myślę, że każdy z nas osiągnął to, co sobie zamierzył :) Pozdrawiam rodziców, którzy przegapili mój finisz, bo poszli zobaczyć kto zasłabł 50 metrów przed metą (bo nie wiedzieć czemu, myśleli, że to ja), dziękuję, że ze mną byliście, że zerwaliście się w niedzielę rano, by odebrać waszego cudoka z dworca i tolerujecie moje dzikie manewry :) Kocham Was!


A teraz mniej przyjemnie. W tym roku mam mniej więcej dwa razy tyle obowiązków, co w ubiegłym. Obiecałam sobie, że stawiam na studia i to one są dla mnie obecnie priorytetem. Trzymanie kilku srok za ogon jeszcze nikomu nie wyszło na zdrowie, dlatego świadomie ZAWIESZAM pisanie bloga i prowadzenie fanpage'a Kefir, grejpfrut i banany. Choć jest to dla mnie bardzo ważne i sprawia mi ogromną przyjemność, w hierarchii stoi za studiami, pracą i treningami (choć i te ostatnie znacznie ucierpiały). Póki co, wstrzymuję działalność internetową do końca roku. Na blogu pojawią się jeszcze na dniach dwie zaległe recenzje, a potem Schluss.

Blog, facebook i ja wchodzimy w stan separacji. Jeśli odejdziecie - zrozumiem. Będę za Wami tęsknić i obiecuję, że jeśli przetrwam ten semestr, napiszę poradnik - 'Jak żyć?' :)

Trzymajcie się ciepło, odżywiajcie zdrowo i ćwiczcie, żeby nie zwariować! Uśmiechy!

Wasz Kefir.

10 comments:

Anonymous said...

Obiecuję dbać o siebie i cierpliwie czekać ;)

Unknown said...

Ja też biegnąc bez przygotowania, notabene pokonując 10km po raz trzeci w życiu zrobiłam życiówkę - 58 minut :D Taka magia Biegu Warciańskiego ;)
Szkoda fb i bloga, bo je uwielbiam. :( Wracaj do nas szybko!

Monika Turemka said...

Daj znaka jak już wrócisz! Powodzonka i pozdrawiam :) monikaturemka.blogspot.com

i can be fit said...

Na pewno wszyscy zostaną, zobaczysz;) Gratuluję życiówki, tym bardziej, że taka niespodziewana;) Trzymaj się, spinaj poślady i rozwal system ;D

Szczupłe ciało said...

Szkoda, że wszystkiego nie da się pogodzic, rozumiem to. Gratuluję życiowki :-* i troskliwych rodzicow :-)
Powodzenia w realizacji obowiazkow :-)
Szczuple cialo, czyli Ania

Trener personalny - Albert Kośmider said...

Może chociaż czasem wygospodarujesz minimum czasu na jakiś post np. raz w miesiącu?
Szkoda tak zupełnie wyrzucić blog i fanpage, które znikną w zapomnienie. Każdy ma dużo obowiązków, ale ok rozumiem Twój wybór. Życzę dalszych sukcesów na polu prywatnym.
Pozdrawiam
Trener personalny Albert Kośmider

Anonymous said...

Dzięki za wspomnienie w notce, Martuś ! Wspaniały blog, śliczny wpis, najpiękniejszy bieg ! Emocje towarzyszące w biegu są nie do opisania. Idealnie ubrałaś to w słowa <3 Takie wydarzenie daje motywację, wiarę a przede wszystkim pewność siebie. Uzyskałaś najlepszy czas. Byłam bardzo zszkowana kiedy zobaczyłam Twój wynik, ponieważ już od samego rana mówiłaś, że nie, to nie mój dzień etc. a jednak nic nie jest niemożliwe ! Siczka, jesteś najlepsza. Jesteś zwycięzca. Ogromne gratulacje ! Niesamowite emocje i przeżycie. Czekam na kolejny bieg i jak wiadomo to ludzie tworzą klimat i atmosferę, także ekipo do dzieła :)

(: Endorfins
Sport to zdrowie
Biegnę dla Antosia

Sikucha said...

Dziękuję! <3 Tak myślę, że to chyba ten żeń-szeń :D
Hm, przypomniała mi się rozmowa dwóch mijających mnie biegaczy: 'Te zawody to już wcale nie są dla zdrowia'. Mam nadzieję, że my nie zgubimy tej frajdy biegania i będziemy dzięki niemu bardzo zdrowe i szczęśliwe :D I przyłączam się do apelu: EKIPO, GET READY! :D

Unknown said...

Gratuluję życiówki i oczywiście będę czekać na Twój powrót do iinternetów ;)

Fitness Wiecznej Optymistki said...

Martuś <3 Znów sprawiłaś, że moje wspomnienia wróciły *♡*
Wiesz, że duma mnie rozpiera?!
Lubię Cię czytać, chcę żebyś wiedziała, że będę czekała tyle ile będzie trzeba na Twoje wpisy.
Jak znajdziesz lukę w napiętym grafiku, chwyć telefon i kręć :-D
♡.♡