12/19/2014

Jak wyjść z zaburzeń odżywiania?

Nie wiem. I konia z rzędem temu, kto opracuje uniwersalną metodę działającą na każdego człowieka. Jest jakiś śmiałek? Tak myślałam. 
Pisząc o moim przypadku, chciałam zainspirować innych do walki o siebie, pokazać, że się da, ale też i dla siebie, żeby poniekąd zamknąć ten rozdział. Takie e-katharsis. Minął już prawie rok, od opublikowania tego postu, a nie ma TYGODNIA, żebym nie dostałam wiadomości od kolejnej osoby na życiowym zakręcie. Dzisiejszy tekst jest odpowiedzią na powtarzające się w każdej wiadomości pytania: Jak z tego wyjść? Jak wrócić do normalności? Jak sobie pomóc?
Mimo że wcale nie czuję się ekspertem, napiszę o kilku podstawowych rzeczach, których spróbować powinien każdy, bo po prostu nie zaszkodzą. Dla mnie to już rozdział totalnie zamknięty, zalany w beton i zrzucony na dno Rowu Mariańskiego. Mam duży dystans i swobodnie mogę o tym rozmawiać. Chcąc,  nie chcąc, na pewno część  treści się powieli z pierwszym postem, ale nie sposób do nich nie nawiązać. A teraz weź głęboki oddech i zapraszam do lektury.



1. Przyznaj się.

Masz problem. Ewidentnie. Widzisz, jak patrzą na ciebie inni ludzie, jak odnosi się do ciebie lekarz w przychodni. Ludzie mają tendencję do szybkiego oceniania, a twój wygląd i zachowanie daje im na to przyzwolenie. Najpierw zaprzeczasz i wypierasz problem, odrzucasz oskarżenia i obracasz kota ogonem (to był mój ulubiony patent). Potem jest faza, w której dla świętego sposobu obiecujesz się na siebie wziąć, chodzić do psychologa, bla, bla bla. A tak naprawdę wiesz swoje i, co gorsza, robisz swoje. Możesz obiecywać, ściemniać, kłamać, przyznać się przed innymi, że faktycznie masz problem, ale dopóki nie zrobisz szczerego rachunku sumienia i nie przyznasz sama przed sobą, że jesteś chora (to mocne słowo, ale to jest choroba, a choroby trzeba leczyć), nie ruszysz dalej. Będzie tylko gorzej, bo do równi pochyłej do samodestrukcji dojdzie jeszcze spirala kłamstw, w którą sama się wkręcasz.

2. Zrozum i zaakceptuj problem.

Kiedy już zrozumiesz, że masz problem, że  to, co się z tobą dzieje zagraża twojemu życiu, przychodzi pora, żeby to zrozumieć i zaakceptować. Możesz zrobić sobie listę zysków i strat. Choć będzie on na pewno wypaczony. Może pomogę - masz brzydką cerę, przesuszoną skórę, boisz się ludzi, czujesz się nierozumiana, nie masz miesiączki, masz totalnie zaburzoną gospodarkę hormonalną, włosy wypadają ci garściami, może nie będziesz mogła mieć dzieci w przyszłości. Nie chcę cię straszyć. Uświadom sobie tylko, jak bardzo sama się krzywdzisz. A nie masz ku temu powodów, nie masz. Zrozum to i zaakceptuj. To, da ci fundament do zmian. Z własnego doświadczenia wiem, że moment wahania się, podejmowania decyzji, zastanawiania się, jest najgorszy do przetrwania. Kiedy już dokonasz jakiegoś wyboru, pogodzisz się z jakimś faktem, możesz zacząć działać. Uwalniasz się z matni i sajgonu myśli. Co było, to było, teraz skupiasz energię i siłę na jednej rzeczy.

3. Określ kim i jaka jesteś.

Brzmi dziwnie, wiem. Chodzi mniej więcej o to, by uświadomić sobie, jaki jest mój typ osobowości. Czy lubię rozmawiać, czy jestem raczej skryta? Czy jestem choleryczką czy flegmatyczką? Czy chcę, by bliscy byli przy mnie i trzymali za rękę, czy wolę, żeby dali mi przestrzeń? Jestem zadaniowcem czy wolę improwizować? Proste ćwiczenie, a przyda Ci się przy następnym punkcie.

4. Idź do psychologa.

Jeśli jesteś Zosią samosią, nie musisz robić walnego zebrania na forum rodziny i obwieszczać światu, że masz anoreksję/bulimię/ortoreksję/itd, i prosić ich o pomoc. Możesz samodzielnie umówić sobie wizytę u psychologa lub psychiatry. To też lekarz. To, że do niego idziesz, oznacza, że jesteś inteligentną, myślącą osobą, która wie, że potrzebuje pomocy. Cytologii też sama sobie nie robisz, prawda?
Podobnie w przypadku, kiedy niekoniecznie możesz liczyć na wsparcie rodziny. Jesteś silniejsza niż myślisz. Musisz się tylko zdobyć na odwagę, by o siebie zawalczyć. Cytując L'oreala: bo jesteś tego warta.
U mnie psycholog średnio zdał egzamin. Jestem z tych, co to wolą wyjść na spacer z muzyką w uszach albo coś poboksować niż wyflaczać się emocjonalnie przed innymi. Mimo to, naprawdę polecam pójść do specjalisty. Chodzi o to, żeby ktoś pokazał ci inne spojrzenie na ciebie samą, na twoje życie i problemy. To właśnie psycholog, może pomóc ci określić jakim typem jesteś i z czym tak naprawdę sobie nie radzisz. Jeśli mimo to po kilku spotkaniach stwierdzisz, że to nie dla ciebie...

5. To sobie znajdź sobie jakieś twórcze zajęcie.

To zdanie, słyszane często jako sarkastyczna odpowiedź na 'nudzi mi się', w tym przypadku ma 100% sensu. A dlaczego? Bo kiedy zechcesz już walczyć o siebie, przyjdzie czas, by przejść od słowa do czynu. Cały myk polega na tym, by oderwać myślenie od (nie)jedzenia. Pomyśl, co zawsze chciałaś zrobić, ale się bałaś albo blokowała cię twoja psychika. Ja zaczęłam lepić kolczyki z modeliny. Mam je nadal! Pamiętam, kiedy jednego wieczoru kupiłam w internecie modelinę, zawieszki, kółeczka i wszystkie niezbędne akcesoria. Chyba nawet fundnęła mi je Mama. Nie to, żebym miała jakieś plastyczne ciągoty, a już na pewno nie talent. Po prostu zaczęłam szukać - nowej pasji, hobby. Kiedy już zluzowałam z reżimem ćwiczeń i psychozy posiłków, zyskałam mnóstwo czasu, który musiałam sobie jakoś oswoić. Zaczęłam spędzać więcej czasu z rodziną i znajomymi, a w wolnych chwilach dłubałam sobie te kolczyki. Potem pojawił się kurs prawa jazdy, a kiedy się skończył, ja byłam już prawie na prostej. Wniosek? Musi się coś dziać. Musisz wyjść do ludzi. Nauczyć się funkcjonować w społeczeństwie. Możesz być typem samotnika, ja nim jestem. Ale nie na pełen etat. Bez ludzi byłoby nudno. I bez ciebie, drogi ludziu, też. Więc lepiej o siebie zadbaj.



6. Naucz się odpuszczać.

Mówi się, że anoreksja to choroba osób ambitnych i jest w tym dużo prawdy. Niektóre osoby chcą być perfekcyjne na wszystkich polach. Spełnianie oczekiwać, chęć poprawienia siebie. Granica w dążeniu do perfekcji (która nie istnieje!) jest bardzo cienka i nie da się jej wyczuć. Można cały czas się spinać i pilnować, ale można też po prostu odpuścić i cieszyć się życiem. Zrozum wreszcie, że nie musisz być ideałem, nikt nie jest. Wymagania, które tak bardzo chcesz spełnić, często sama sobie narzucasz. Just let it go.

7. Zdefiniuj swoje pojęcie szczęścia.

A teraz porównaj je z życiem, jakie prowadzisz. Nie zjedzenie posiłku nie uczyni cię szczęśliwą. Izolowanie się od znajomych, unikanie imprez i wyjazdów. Marnujesz najlepsze lata życia. W imię czego? Kolejnego zgubionego kilograma? Kolejnego ataku psychozy na widok tabelki z kaloriami?To działa też w drugą stronę: zjedzenie kebaba czy litra lodów też nie daje ci prawdziwego szczęścia. Nie uzależniaj go od jedzenia. Wiem, że często chodzi o to, żeby mieć kontrolę nad swoimi posiłkami, całym życiem. Tyle tylko, że potem dzieje się dokładnie na odwrót. To jedzenie zniewala nas. Naucz się szanować i doceniać siebie. Jest tyle pięknych i wielkich rzeczy, które możesz zrobić, a blokuje Cię tylko psychika.

8. Wyjdź ze swojej strefy komfortu.

To może być trochę nieprzyjemne. Jednak nie osiąga się zmian poprzez bierne czekanie. Wyjedź pod namiot ze znajomymi. Nie masz paczki? Pojedź na studencki kampus albo odwiedź rodzinę w innym mieście. Wiele osób z zaburzeniami unika takich wyjazdów, właśnie ze względu na problemy ze spożywaniem swoich posiłków. Potrafi to wywoływać nawet stany lękowe i ataki szału. Tak, piszę o sobie. Przez całe liceum nie byłam na ani jednej wycieczce ani biwaku. Bo bałam się, że zaburzą się moje pory posiłków, będę musiała się wykręcać od zjedzenia czegoś, co nie spełnia moich wymagań albo, o zgrozo, zjem coś okropnego i nie będę miała jak tego zwymiotować. Pomijając wycieczki szkolne, przez moje izolowanie się, nie udało mi się w tamtym okresie zbudować żadnej trwałej przyjaźni, o związku nie wspominając. Wystarczyło przemóc się kilka razy, by zrozumieć, że przebywanie z rówieśnikami to po prostu frajda! Boisz się jedzenia na imprezie? Stosuj małe kroczki. Pójdź do kina lub do teatru, na spacer. Nie musisz od razu ustawiać się na pizzę ;)




9. Zrób to dla siebie.

Poniekąd jest to podsumowanie wszystkich punktów. Nie chodzi o to, żebyś udowodniła komuś cokolwiek. Albo żeby psycholog dał ci spokój. Chodzi o to, żebyś to ty miała spokój. I spokojne życie. Rób to, na co masz naprawdę ochotę. Daj sobie prawo do błędu. Wszystko siedzi w twojej głowie i również tam siedzi siła, by to wszystko zmienić.

10. Ciesz się życiem.

Po prostu. I żyj! :)


2 comments:

Anonymous said...

Historia taka jak moja.

Trzcinka said...

Jest sama mądrość w tym co piszesz. Widać, że sama musiałaś to przeżyć, aby umieć wyciągnąć takie mądre wnioski. Na podstawiemojego własnego doświadczenia zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. Zaburzenia odżywiania to prawdziwa nauka życia. Ja tam patrzę na moje doświadczenie choroby (która jeszcze całkiem mnie nie opuściła) przez pryzmat wiary.. Widzę, że w jakiś sposób była mi potrzeba choćby po to, by lepiej pozać siebie oraz odkryć w sobie pasje, o których nie miałam pojęcia.