Ten temat może być trochę zaskakujący, bo cóż takiego wartego uwagi można opowiedzieć o życiu w akademiku? Miliony studentów na świecie mieszkają w akademikach, no big deal. Dla mnie jednak to kompletna nowość, pierwszy raz na wymianie, pierwszy raz mieszkam w akademiku. Dla kogoś, kto od ponad dziesięciu lat miał swój pokój tylko dla siebie i dodatkowo bardzo ceni sobie własną przestrzeń, wizja dzielenia jej z kimś zupełnie obcym nie napawa optymizmem. Poza tym słyszałam legendy o dziwnych, azjatyckich współlokatorkach, brudzie, cuchnącym jedzeniu i wszechobecnych kłakach. Jak jest naprawdę?
Dużo lepiej niż się spodziewałam! Jestem zaskoczona sama sobą, że tak dobrze znoszę dzielenie z kimś pokoju. Wymagało to wyjścia ze swojej strefy komfortu (choćby odpuszczenia ćwiczeń w pokoju i zaczęcia chodzenia na siłownię), ale wszystkie te zmiany wpłynęły na mnie tylko pozytywnie. Dużo w tym zasługi mojej współlokatorki, z którą świetnie się dogaduję, mamy podobne poczucie humoru i obie mniej więcej w podobnym stopniu dbamy o porządek. Dużo moich znajomych narzeka na swoich współmieszkańców, czuję, że jestem w tej kwestii szczęściarą.
Ale do rzeczy. Akademik? Jeden z kilku należących do uniwersytetu, mój to Globee Dorm, przez wielu zwany także więzieniem. Ze względu na surowy podział na część żeńską i męską, godzinę policyjną. W moim budynku są osobne piętra dla kobiet i mężczyzn, osobne windy, do których wchodzi się przez bramki za pomocą karty, którą otwiera się także pokój. Nie ma najmniejszej szansy, żeby osobnik płci przeciwnej się prześlizgnął. Dodatkowo czuwają panowie w portierni, mający do dyspozycji monitoring.
W porównaniu do akademików w Polsce wydaje się to kosmicznie irracjonalne. Ale ma swoje plusy - święty spokój. Tam, gdzie mieszają się płcie i panuje totalna swoboda, spokoju nie zaznasz. Kto był w poznańskim Babilonie, wie o czym mówię (jeśli nie - podpowiadam: w Babilonie panuje sodoma i gomora, dziki zachód i bajlando 24/7).
Wracając do Korei. Rozdzielenie płci, uważam za dobry pomysł. Za bardziej niekorzystny - godzinę policyjną. To trochę dziecinne, zwłaszcza, że w bibliotece można przesiedzieć całą noc. Wszyscy studenci są dorośli i uważam, że dopóki nie robią hałasu i nie przeszkadzają innym wracając późno w nocy, nie powinno to nikogo obchodzić. A co się dzieje, kiedy delikwent złamie godzinę policyjną? Otrzymuje punkty karne, tutaj znane pod nazwą penalty points. Przy bramce czeka zawsze formularz, w którym należy podać swoje nazwisko, godzinę powrotu, numer pokoju i powód spóźnienia. Większość studentów wpisuje się zmyślonym nazwiskiem (ja np. byłam już Scarlett Johanson i Angeliną Jolie ;), ale nie ma to większego znaczenia, bo i tak bramki przekracza się przy użyciu karty, która przypisana jest do konkretnej osoby. Jeden późny powrót to 2 punkty, powyżej 10 ma się już kłopoty, można nawet zostać wydalonym z akademika. Czy znaczy to zatem, że w Korei studentowi nie wolno wyjść wieczorem na miasto? Nie, punkty karne można obejść. Wystarczy zarejestrować wyjście w systemie internetowym. W weekendy wyjścia są nielimitowane, w dniach roboczych, można złamać godzinę policyjną nie więcej niż 5 razy w miesiącu.
Tak restrykcyjny jest jedynie akademik w którym ja mieszkam. Pozostałe nadal mają osobne piętra dla pań i panów, ale nie ma żadnych bramek, godzin policyjnych. Mają też kuchnie, w odróżnieniu od mojego, ale dzięki stypendium nie muszę za niego płacić, więc nie narzekam ;)
Akademik jest całkiem zadbany i ma sporo udogodnień, Pralnie są na trzech piętrach, działają na karty, które doładowuje się w automatach, które tamże się znajdują. Każdy pokój ma swoją suszarkę na pranie, która stoi na korytarzu przed każdym z nich. Tutaj w ogóle mnie to nie zdziwiło, ale w Polsce nie byłabym pewna, czy to dobry pomysł ;)
Na piętrach, na których nie ma pralni są tzw. study rooms, czyli pokoje do nauki, ze znanymi już z biblioteki bokso-biurkami. Czasami ciężko się skupić w pokoju, dlatego sama często ze study roomu korzystam.
Są tu także pomieszczenia przeznaczone do spędzania czasu ze znajomymi, chyba najczęściej uczęszczane - lounge room: w wolnym tłumaczeniu - świetlica. Oferuje wi-fi, automat z napojami, mikrofalówkę, wygodne kanapy i świeże dzienniki, po koreańsku, angielsku i chińsku ;)
Jednak moim ulubionym miejscem w całym budynku jest, a jakże, siłownia! Nie jest to szczyt marzeń, brakuje bardziej zaawansowanych sprzętów, część jest lekko podniszczona, ale jest darmowa i w tym samym budynku. Może trochę szkoda, że nie czynna od szóstej rano, ale siódma też daje radę. Najbardziej cieszy mnie fakt, że się przełamałam i przekonałam do chodzenia na siłownię. Choć moim nieodłącznym przyjacielem na niej jest żel antybakteryjny do rąk :D No wiecie, darmowa siłownia w akademiku, zawsze trochę fuj.
Mimo wszystkich obaw, jakie miałam przed przyjazdem, mieszka mi się tutaj nadspodziewanie dobrze. Jest spokój, cisza, to miejsce, w którym naprawdę odpoczywam i czuję się bezpiecznie. Jednak po powrocie do Polski raczej w akademiku nie zamieszkam. Bez godziny policyjnej i rozdzielenia płci to już nie to samo ;)
Wejście główne |
Kawiarnia w holu |
A kawałek za nią uniwersytecki sklepik |
Międzynarodowy bankomat, niestety czynny tylko w godzinach 7-22, późnym wieczorem zdobycie gotówki bywa problematyczne, bankomaty całodobowe to tutaj rzadkość |
Żabka! No, prawie. Pamiętacie drugi post o jedzeniu? Kolega na drugim planie właśnie zalewa sobie zupkę błyskawiczną wrzątkiem z dystrybutora przed sklepem. |
Idziemy na górę |
Żeby przejść przez bramki trzeba przyłożyć kartę do czujnika. Jak w każdym szanującym się korpo... |
Lub na stacji metra, dla porównania bramki z jednej ze stacji. |
Ogłoszenia parafialne w windzie |
Skrzynki pocztowe, kiedy przyjdzie paczka do którejś ze studentek, do skrzynki przyklejana jest kartka z informacją. |
Kuchni nie ma, ale kawę można zrobić. Jakąś paskudną instant zupkę też. |
Karta do opłacania prania. Jedno kosztuje ok 2zł. |
'Świetlica' |
Nic szczególnego, dwa łóżka, dwie mini meblościanki. Szafa zdecydowanie za mała. Wybacznie nieład. |
Po prawej prysznic, po lewej toaleta. |
Drzwi do pomieszczenia z kabiną prysznicową w postaci zasłonki. Na początku szok, z czasem można się przyzwyczaić. |
Moja współlokatorka, Diana. Na pewno będę tęsknić ;) |
2 comments:
Wow, przeczytałam post od deski do deski, co ostatnio z braku czasu nieczęsto mi się zdarza. Jestem w szoku... kulturowym. Dzięki za taką porcję ciekawostek o Korei!
Zawsze do usług! :D Ja zdążyłam się już przyzwyczaić, cieszę się, że kogoś newsy zaskoczyły :D
Post a Comment