11/24/2015

Kefir in Korea #8: Życie w akademiku



Ten temat może być trochę zaskakujący, bo cóż takiego wartego uwagi można opowiedzieć o życiu w akademiku? Miliony studentów na świecie mieszkają w akademikach, no big deal. Dla mnie jednak to kompletna nowość, pierwszy raz na wymianie, pierwszy raz mieszkam w akademiku. Dla kogoś, kto od ponad dziesięciu lat miał swój pokój tylko dla siebie i dodatkowo bardzo ceni sobie własną przestrzeń, wizja dzielenia jej z kimś zupełnie obcym nie napawa optymizmem. Poza tym słyszałam legendy o dziwnych, azjatyckich współlokatorkach, brudzie, cuchnącym jedzeniu i wszechobecnych kłakach. Jak jest naprawdę? 


Dużo lepiej niż się spodziewałam! Jestem zaskoczona sama sobą, że tak dobrze znoszę dzielenie z kimś pokoju. Wymagało to wyjścia ze swojej strefy komfortu (choćby odpuszczenia ćwiczeń w pokoju i zaczęcia chodzenia na siłownię), ale wszystkie te zmiany wpłynęły na mnie tylko pozytywnie. Dużo w tym zasługi mojej współlokatorki, z którą świetnie się dogaduję, mamy podobne poczucie humoru i obie mniej więcej w podobnym stopniu dbamy o porządek. Dużo moich znajomych narzeka na swoich współmieszkańców, czuję, że jestem w tej kwestii szczęściarą.

Ale do rzeczy. Akademik? Jeden z kilku należących do uniwersytetu, mój to Globee Dorm, przez wielu zwany także więzieniem. Ze względu na surowy podział na część żeńską i męską, godzinę policyjną. W moim budynku są osobne piętra dla kobiet i mężczyzn, osobne windy, do których wchodzi się przez bramki za pomocą karty, którą otwiera się także pokój. Nie ma najmniejszej szansy, żeby osobnik płci przeciwnej się prześlizgnął. Dodatkowo czuwają panowie w portierni, mający do dyspozycji monitoring.
W porównaniu do akademików w Polsce wydaje się to kosmicznie irracjonalne. Ale ma swoje plusy - święty spokój. Tam, gdzie mieszają się płcie i panuje totalna swoboda, spokoju nie zaznasz. Kto był w poznańskim Babilonie, wie o czym mówię (jeśli nie - podpowiadam: w Babilonie panuje sodoma i gomora, dziki zachód i bajlando 24/7).

Wracając do Korei. Rozdzielenie płci, uważam za dobry pomysł. Za bardziej niekorzystny - godzinę policyjną. To trochę dziecinne, zwłaszcza, że w bibliotece można przesiedzieć całą noc. Wszyscy studenci są dorośli i uważam, że dopóki nie robią hałasu i nie przeszkadzają innym wracając późno w nocy, nie powinno to nikogo obchodzić. A co się dzieje, kiedy delikwent złamie godzinę policyjną? Otrzymuje punkty karne, tutaj znane pod nazwą penalty points. Przy bramce czeka zawsze formularz, w którym należy podać swoje nazwisko, godzinę powrotu, numer pokoju i powód spóźnienia. Większość studentów wpisuje się zmyślonym nazwiskiem (ja np. byłam już Scarlett Johanson i Angeliną Jolie ;), ale nie ma to większego znaczenia, bo i tak bramki przekracza się przy użyciu karty, która przypisana jest do konkretnej osoby. Jeden późny powrót to 2 punkty, powyżej 10 ma się już kłopoty, można nawet zostać wydalonym z akademika. Czy znaczy to zatem, że w Korei studentowi nie wolno wyjść wieczorem na miasto? Nie, punkty karne można obejść. Wystarczy zarejestrować wyjście w systemie internetowym. W weekendy wyjścia są nielimitowane, w dniach roboczych, można złamać godzinę policyjną nie więcej niż 5 razy w miesiącu.

Tak restrykcyjny jest jedynie akademik w którym ja mieszkam. Pozostałe nadal mają osobne piętra dla pań i panów, ale nie ma żadnych bramek, godzin policyjnych. Mają też kuchnie, w odróżnieniu od mojego, ale dzięki stypendium nie muszę za niego płacić, więc nie narzekam ;)

Akademik jest całkiem zadbany i ma sporo udogodnień, Pralnie są na trzech piętrach, działają na karty, które doładowuje się w automatach, które tamże się znajdują. Każdy pokój ma swoją suszarkę na pranie, która stoi na korytarzu przed każdym z nich. Tutaj w ogóle mnie to nie zdziwiło, ale w Polsce nie byłabym pewna, czy to dobry pomysł ;)

Na piętrach, na których nie ma pralni są tzw. study rooms, czyli pokoje do nauki, ze znanymi już z biblioteki bokso-biurkami. Czasami ciężko się skupić w pokoju, dlatego sama często ze study roomu korzystam.

Są tu także pomieszczenia przeznaczone do spędzania czasu ze znajomymi, chyba najczęściej uczęszczane - lounge room: w wolnym tłumaczeniu - świetlica. Oferuje wi-fi, automat z napojami, mikrofalówkę, wygodne kanapy i świeże dzienniki, po koreańsku, angielsku i chińsku ;)

Jednak moim ulubionym miejscem w całym budynku jest, a jakże, siłownia! Nie jest to szczyt marzeń, brakuje bardziej zaawansowanych sprzętów, część jest lekko podniszczona, ale jest darmowa i w tym samym budynku. Może trochę szkoda, że nie czynna od szóstej rano, ale siódma też daje radę. Najbardziej cieszy mnie fakt, że się przełamałam i przekonałam do chodzenia na siłownię. Choć moim nieodłącznym przyjacielem na niej jest żel antybakteryjny do rąk :D No wiecie, darmowa siłownia w akademiku, zawsze trochę fuj.

Mimo wszystkich obaw, jakie miałam przed przyjazdem, mieszka mi się tutaj nadspodziewanie dobrze. Jest spokój, cisza, to miejsce, w którym naprawdę odpoczywam i czuję się bezpiecznie. Jednak po powrocie do Polski raczej w akademiku nie zamieszkam. Bez godziny policyjnej i rozdzielenia płci to już nie to samo ;)



Wejście główne

Kawiarnia w holu

A kawałek za nią uniwersytecki sklepik

Międzynarodowy bankomat, niestety czynny tylko w godzinach 7-22,
późnym wieczorem zdobycie gotówki bywa problematyczne, bankomaty całodobowe to tutaj rzadkość

Żabka! No, prawie. Pamiętacie drugi post o jedzeniu?
Kolega na drugim planie właśnie zalewa sobie zupkę błyskawiczną wrzątkiem z  dystrybutora przed sklepem.

Idziemy na górę

Żeby przejść przez bramki trzeba przyłożyć kartę do czujnika.
Jak w każdym szanującym się korpo...

Lub na stacji metra, dla porównania bramki z jednej ze stacji.

Ogłoszenia parafialne w windzie

Skrzynki pocztowe, kiedy przyjdzie paczka do którejś ze studentek,
do skrzynki przyklejana jest kartka z informacją. 

Kuchni nie ma, ale kawę można zrobić. Jakąś paskudną instant zupkę też.


Karta do opłacania prania. Jedno kosztuje ok 2zł.

'Świetlica'



Nic szczególnego, dwa łóżka, dwie mini meblościanki. Szafa zdecydowanie za mała.
Wybacznie nieład.

Po prawej prysznic, po lewej toaleta.

Drzwi do pomieszczenia z kabiną prysznicową w postaci zasłonki.
Na początku szok, z czasem można się przyzwyczaić. 

Moja współlokatorka, Diana. Na pewno będę tęsknić ;)


2 comments:

Magdalena Półtorak said...

Wow, przeczytałam post od deski do deski, co ostatnio z braku czasu nieczęsto mi się zdarza. Jestem w szoku... kulturowym. Dzięki za taką porcję ciekawostek o Korei!

Sikucha said...

Zawsze do usług! :D Ja zdążyłam się już przyzwyczaić, cieszę się, że kogoś newsy zaskoczyły :D